Trwają przygotowania do jednego z kolejnych wielkich wydarzeń w życiu polskiego Kościoła, a mianowicie beatyfikacji Sługi Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Uroczystości będę świadectwem wdzięczności Bogu za życie tego wspaniałego kapłana danego nam na trudne czasy PRL-owskiej rzeczywistości, tak bardzo doskwierającej Polakom.

Nie wiem, kto pierwszy wypowiedział te słowa… Prymas Tysiąclecia, ale była to niekwestionowana prawda, jeżeli chodzi o wizerunek w blasku chwały nieprzemijającej po dziś dzień Stefana Kardynała Wyszyńskiego i Jego uczestnictwa w człowieczeństwie Chrystusa. Oto przeżywaliśmy wraz z Nim wiarę prawdziwą, wiarę dramatyczną, każdej chwili zdobywaną, stającą się i dziejącą nieustannie, mimo tylu przeciwieństw stwarzanych przez komunistyczne władze. Oddychając płytką warstwą życia, często bojąc się odetchnąć głębiej, by nie budzić rozpaczy, Prymas każdym swoim słowem budził nas do życia w wierze, bez lęku. Zadziwiała nas wielkość prostoty Prymasa, w której to nakazywał nam iść za swoją wyobraźnią, która buduje, co jest niszczone. Mówił o świecie przenikniętym Bogiem, a nie ideologią. Może w tych trudnych czasach często nie dostrzegaliśmy łaski kapłanów, którzy są, którzy byli, słuchaliśmy przecież słów innych, że wystarczy przestać się buntować, ugiąć się, poddać, aby przestać cierpieć, Prymas zaś w każdym z kazań wołał: Tak nie wolno! To oznaczałoby rezygnację, a zatem już śmierć. Był świecącym drogowskazem. Niósł w sobie miłość bez granic do Ojczyzny i ludu bożego. Każde słowo Prymasa było powiewem wolności, fenomenem, który przyniósł ruch „Solidarności”, jak miało to również miejsce za sprawą pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.
Jest to nie tylko nasza wdzięczność i pamięć, to coś więcej, czego długo jeszcze nie zdołamy zmierzyć w naszym doczesnym życiu. Prymas żył i sprawował swoją posługę w czasach najgorszych naszej historii, był zatem bez wątpliwości dla Narodu „odsieczą z nieba”, jak zatytułował swoją najnowszą książkę prof. Grzegorz Kucharczyk (podtytuł publikacji: Prymas Wyszyński wobec rewolucji). Poczytny autor z ogromną przenikliwością, lekkim piórem i jak zwykle w swoich publikacjach, śledząc wnikliwie losy Prymasa, opisuje nam z jaką to determinacją w swych kazaniach i licznych publikacjach dla potrzeb Kościoła, demaskował wszystkie te fałszywe hasła, utopijne mrzonki rodem z piekła, oraz te wielkie okrucieństwa bez wyjątku wszystkich światowych rewolucji toksycznych politycznie, zawoalowanych bandytyzmem, niosącym światu hekatombę zagłady i unicestwienia. Wszystkie one miały swój cel: odczłowieczenie człowieka. Dziś często o tym zapominamy, a przecież i dziś czuć wyraźnie, choćby w naszym kraju, czuć to łajno pełne strategii kłamstwa, negatywnych emocji, ten rosnący w siłę przemysł pogardy dla człowieka, ostatnio zaś pomysł „odpiłowania” katolicyzmu polskiego przy okazji ataków na Kościół i kapłaństwo. A przecież taki sromotny stan kultury poprzedzał wszystkie światowe rewolucje. Teatr absurdu, czy coś znacznie więcej? Tak w podobnych ciosach stał kard. Wyszyński wówczas. Stał jednak jako świecący drogowskaz na tamtej ciemnej drodze wyznaczonej Kościołowi. I przyjął jeden z ciosów na siebie. Czytałem wielokrotnie Jego książkę „Zapiski więzienne”. Otrzymałem ją z Londynu na emigracji w stanie wojennym. Czarne jak noc grube okładki, lichy druk. Radio Watykan – Rozgłośnia Polska od dłuższego czasu nadaje fragmenty homilii Prymasa. To był głos z nieba. Jego tembr rozbrzmiewał, grzmiał gromem wtedy na cały kraj do czasu, kiedy zamknięto Mu usta czarną opaską. Taką, jaką nakłada się skazańcom na oczy przed śmiercią. Ale wytrzymał wszystko z Bożą pomocą. Zawsze kochamy za mało tych, którzy walczą za nas. Być może jest to obsesja tego, że sami nie potrafimy walczyć. Co pozostaje po tych, którzy odchodzą? Pamięć? To za mało. Tylko promień z krzyża może ocalić i tchnąć w nas życie, chęć do walki ze złem, wołał Prymas, który poddał się sam w niewolę Matki, Pani Jasnogórskiej. A my, komu się poddaliśmy… Jak bardzo przydałaby się dziś nam na nową odsiecz… Mam nadzieję, że tak się stanie za sprawą wyniesionych na ołtarze Wielkiego Prymasa i wspaniałej Siostry Róży Czackiej. Bo odejść z tego świata, to jeszcze bardzo wiele do zrobienia…