
Kontemplując ową ciszę tu na emigracji przypomniały mi się słowa Phil Bosmana, otóż ludzie przez całe stulecia tak bardzo nadużywali imienia Boga, że wielu już Go nie chce słyszeć… Za tracony czas, zgubny świat. Często nie wiemy, że nasze ziemskie szczęście nie zależy od posiadania rzeczy, lecz posiadania radości… A te święta Bożego Narodzenia są radosnymi świętami. Hej kolęda, kolęda… Dziś przy okazji o pastorałce, która jako kolęda jest usadowiona jakby w drugim rzędzie polskich kolęd, a przecież dusza tych utworów to sama poezja, jej tchnienie pozostaje też modlitwą łączącą się z tchnieniem najwyższej Myśli, jest wołaniem i zarazem hymnem dla narodzin Chrystusa. Pastorałki mają określony kształt poetyckiego słowa, może nieco rubasznego, ale tworzącego właściwy w swej postaci wizerunek Bożej Dzieciny w świecie daleko od wielkich miast…
W tych czasach prostych pastorałkach jest niejako analiza poetyckiego słowa prostych osobowości ludu, zakorzenionego w swym małym, ciasnawym świecie, który być może nie spełnia oczekiwań wytrawnych znawców poetyckiego słowa. Bo jest to język prosty, lakoniczny, z tym wolnym od uniesień zapisem chłopskiej intuicji. Słowem ogromna prostota słów i skojarzeń płynących prosto z serca. Taka też jest melodyka utworów, jak wszędzie tak i tutaj bywają fale mody i uznania. Jest też faktem, że te nasze polskie kolędy są najpiękniejsze na świecie. Takie też są pastorałki, których mnogość nigdy nie została policzona. Większość z nich jest bez nazwisk tak autorów tekstów, jak i opracowań muzycznych. Są psalmami wyobraźni ludowej, są psalmami prostoty wiejskiej i chłopskiej filozofii życia. Wyobrażam sobie, jak ongiś wyśpiewywane były takie kolędy w wiejskich kościółkach, kiedy nie było elektryczności, a zimy bywały ostre z kopami śniegu, przez które należało przebrnąć po kolana we mgle i szronie, a wszystko było skute mrozem nawet wewnątrz świątyni. W takich chłodnych nawach wyśpiewywano dla własnej radości z narodzin Pana pastorałki pełne prostoty. Wyśpiewywano obrazy zdarzeń betlejemskiej nocy, ciążącymi nad latami niewoli, niepogodzenia się z losem, prosząc Dzieciątko w pokornym śpiewie o zmianę chłopskiej doli.
Piszczała w tym zaśpiewie bieda okrutna, ależ ta chłopska przekora, że niebo rychło sprawi zmianę losu. A te nasze święta dziś, kiedy za płotem jątrzy się i trwa ta wojna. Po raz pierwszy nie cieszą mnie te święta.
Nawet pod choinkami w lesie czai się jakaś otchłań. Po prostu bywają dni tej ponurej jesieni, kiedy życie przestaje smakować jak u Camusa. Żyć dalej w tej martwocie to grzech, jak pisała w swoich pamiętnikach Anna Kamieńska, anioł poezji polskiej. Gdzie cię ukryć kolędo przed tym ciągnącym się piekłem? Także przed tym piekłem toczącej się wojny domowej w kraju? Czy we wszystkim, co nas spotyka, może ukrywa się jakiś sens? Bzdura. Cóż, nigdy nie jest dobrze tam, gdzie człowiek jest sam.
Żyjemy w północnych Niemczech pośród ewangelistów. To dobrzy ludzie, ale do katolickiego kościoła jeździmy 10 km. Tam, gdzie odprawiane są polskie msze św. całe 20 km. Całą polską duszą i sercem łączymy się każdego wieczoru z Jasną Górą i Apelem Jasnogórskim, co daje nam siły ducha.
Cóż mimo wszystko, wesołych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku.