Są pośród nas ludzie zupełnie głusi na religię i wiarę. I na kult rzeczy uświęconych od wieków. Są jak głusi choćby na muzykę. Tłumaczenie uwarunkowań społeczno-politycznych czasu minionego jak teraźniejszego, na niewiele się tu zda. A aspekt sprawy, którą chcę tu poruszyć, jest coraz bardziej palący; to grabież dzieł sztuki sakralnej, które stało się złodziejstwem wyspecjalizowanym, stanowiąc problem wielkiej wagi.
Z biegiem czasu coraz częściej mamy do czynienia z zamkniętymi na głucho świątyniami w dni powszednie. Teraz doszła do tego pandemia zarazy, aczkolwiek stanowiąc problem innego wymiaru. Koronawirus odepchnął nas od drzwi kościoła razem z nakazami sanitarnymi. Straty dóbr kultury artystycznej-sakralnej są ogromne. Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznych w Warszawie odnotowuje z roku na rok wzrost tego typu kradzieży w naszym kraju. Okradane są kaplice i klasztory, bazyliki i małe, wiejskie kościółki, a nawet przydrożne kapliczki. Zdarzają się podpalenia dla zatarcia śladów włamań. Ponure to kalendarium zaginięcia skarbów kultury narodowej, ale też kościelnych skarbonek. Ogromna jest niefrasobliwość proboszczów, kustoszy, władz lokalnych, a także wiernych. Bóg czuwa nad nami, wielu tak twierdzi, a my wiemy, że także my winniśmy czuwać razem z Panem Bogiem.
Ale to nie wszystko. Paliły się dwie wielkie, stareńkie, historyczne bazyliki we Francji. I nie tylko one jedne w Europie. Dochodzi w ostatnich latach do bezczeszczenia miejsc uświęconych, przez bandziorów spod ciemnej gwiazdy i innych, dobrze nam znanych symboli. Nie potrafimy przed takimi tworzyć szańców obronnych, rejestr naszych w tym względzie grzechów społecznych jest długi. Pytanie komu bije dzwon, należy skwitować jednym zdaniem; Dzwon bije nam wszystkim. Te genderowskie marsze ośmieszające i szydzące z tysięcy wiernych uczestniczących w pięknej tradycji i to od wieków – Bożego Ciała. Nergalowski, obrazoburczy występek antyreligijny, brama w tęczowych barwach przez świątynią, marsze równości, film braci Sekielskich, rzucenie żarówką wypełnioną farbą w najświętszy wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, ścięcie ostatnio metalowego krzyża w Majdanie Kozic Górnych (lubelskie), krzyża upamiętniającego żołnierza wyklętego, Józefa Franczaka (użycie szlifierki konturowej), oraz ostatnio profanacja wielkiego symbolu religijnego, jakim jest krzyż i figura Jezusa przy warszawskiej Katedrze św. Krzyża, także profanacja posągu M. Kopernika i Syrenki za sprawą grupy kobiet ubranych na czarno, używających sprośnych napisów i tęczowych flag.
Miałem okazję widzieć to wszystko na Zachodzie, moja zaś wnuczka studiująca w Paryżu była świadkiem płonącej Katedry Notre Dame. To wszystko o jeden most za daleko. A te tysiące ginących chrześcijan w świecie. Im jesteśmy słabsi, tym oni silniejsi. A sprawa jednej z najstarszych świątyń chrześcijańskich, starożytna bazylika (537 r.), stambulska Hagia Sophia, w której po 86 latach rozległ się głos muzułmańskiego imama? Komu bije dzwon na trwogę? Nam, chrześcijanom. Bije temu, co nazywamy cywilizacją. I co? I nic.