Po wejściu na wieże widokową poczujemy się jak ptak szybujący na naszym powiatem, który jest z reguły pomijany w naszych planach podróżniczych. Przeważnie wracamy lekko zgrilowani za duże pieniądze, a pod nosem zostawiamy świat który fascynuje Norwegów czy Azjatów, których parę razy spotkałem w tej okolicy. Bardzo mili i spontaniczni ludzie, każdy z aparacikiem , bez wytchnienia foci dzikie wiśnie, jabłonie i wszystko co się porusza.
Dobrze że minęły czasy w których, byli by sądzeni za fotografię strategiczną dla naszego państwa, to taki mały żarcik 🙂
Jak się nacieszymy widokiem to znowu mamy dwa wyjścia. Albo w dól do Jarosławia i po godzinie leżymy w wannie, albo wpadamy do Stanisława wielkiego miłośnika owiec, kóz, i koni. Stanisław poświęcił się tej miłości bez opamiętania, potrafi chodzić z tą ferajną nawet na spacer. Proszę nie myśleć że Stasio kocha inaczej, posiada również bardzo sympatyczną i miłą żonę .
Razem prowadzą to schronisko na szczycie tej góry, wytwarzają prawdziwe sery , oraz fajną noclegownię z ekologicznym jedzeniem. Bardzo często można u nich spotkać ludzi z t.z.w. „wysokich sfer” , częste takie rozmowy kończą się bardzo późno.
Zycie płynie tu wolno jak bimber pity z musztardówki, jest cudnie. Po posiłku decyzja co dalej, do następnej przygody w stronę Nienadowej i tu znowu dwa wyjścia. Pamiątkowa fota i w dól przez bukowy las.