Ogromna omyłka, wielki błąd, bo przecież nie taka miała być w zamiarach jej twórców ta cała Unia Europejska. Twór ten w swych założeniach mądry i szlachetny, moralnie i politycznie ugrzązł w meandrach wieloznaczności, czasami trudnych do zrozumienia. Niepodważalne dotąd korzenie chrześcijańskiej Europy uznano za mit, z którym należy walczyć. I odbywało się to długo i powoli, aż doszło do stanu przedwypadkowego. Faktem jest, że wybrnięcie z tego stanu zapaści było możliwe wiele lat wcześniej na zasadzie jakiegoś ciśnienia, ale unijni urzędnicy z rozmysłem przespali ten czas, grzęznąć coraz bardziej w uporczywej indolencji i jest, jak jest. Dlatego takim momentem przełomowym mogły stać się te wybory 20 maja, kiedy wspólnie razem mieliśmy okazję im to powiedzieć jasno i dobitnie; nie tą drogą, panowie! Czy były te wybory taką energią działającą, którą były karty wyborcze? Cóż, to się dopiero okaże. Wybory demokratyczne są mądrą instytucją. To w nich spełnia się to, co człowiek w szarej masie tłumu, w poczuciu więzi z innymi, zachowując swoją wartość indywidualną, ma okazję wykazać swój sprzeciw przeciwko złu i nietolerancji. Jak jednak się okazało, mając tu na myśli nas, Polaków, przez te 15 lat bycia w tejże Unii,zdążyliśmy zastygnąć w skostniałej afirmacji wszystkiego, co wiąże się z naszą dumą narodową bycia katolickim narodem. Zapomnieliśmy, że przez lata zbieraliśmy baty ze strony unijnych urzędasów. Znamy ich złe twarze i nazwiska. Dotyczy to także naszych przedstawicieli. Ile trudu, ile wysiłku potrzebowaliśmy, aby po prostu trwać. Brakowało czasem na to energii, by znosić te wszystkie obelgi, oskarżenia oraz szkodliwe dla Polski działanie tzw. elit opozycyjnych, buszujących w różnych partyjnych układach. Skala tych wściekłych ataków, absurdalnych zarzutów, histerycznych wprost reakcji na unijnym forum, słowem hucpa i kabaret, wiele nas kosztowało. Szczególnie trudne były do zniesienia alergiczne i histeryczne reakcje naszych polskich (polskich?) reprezentantów. Ubrani w maski błaznów, politycy w ostatniej chwili utworzonej Koalicji Europejskiej, na całe szczęście ponieśli klęskę wyborczą. Niestety, ale postkomuna u nas ma się ciągle dobrze. Obserwowaliśmy eurokampanię na ostatniej prostej przed wyborami, tę zażartą licytację na obietnice bez pokrycia oraz wizje Polski w Unii. Wiało bezdenną pustką i gołosłowiem. A patrząc na te zacięte twarze i wilcze spojrzenia, miało się obraz tego, co jest stare i wyświechtane. Jedno mówić, drugie robić. Nic też dziwnego, że mieliśmy pole manewru, aby wybrać na szczeble unijnej drabiny najlepszych, a kogo zepchnąć w dół. Arystoteles powiedział ongiś: „Drogi mi Platon, drogi Sokrates, lecz jeszcze droższa mi prawda”. Czas na zmianę, tę idąca za dekalogiem wpisanym w testament tego w końcu wspaniałego tworu, jakim może być Unia. I te nasze głosy w Unii Europejskiej może jednak coś w niej zmienią, dla mnie to najważniejsze; oparcie na chrześcijańskich korzeniach.