W tych smutkach i utrapieniach ostatnich choćby dni po kataklizmach pogodowych buntującej się natury; nawałnicach, trzęsieniach ziemi, powodziach, powtarzających się atakach terrorystycznych, groźbach szaleńca z Korei Północnej, rysujących niebo smugami coraz bardziej doskonałymi rakietami, odwetowych groźbach, nie wspominając już o wielkich manewrach wojskowych „Zapad’2017” w bliskości naszych granic, manewrach wojsk natowskich i dozbrojeniu sił militarnych stacjonujących tu, u nas, wojsk amerykańskich i ostatnio powiększonej ich liczbie, czy wszystko to może oznaczać coś najgorszego…wojnę? Czy rzeczywiście świat znalazł się raz jeszcze na skraju przepaści? Czytam ostatnio książkę pt.: „Nasza wiara w Boga a wojna” autorstwa prof. Józefa Jatscha wydaną w Polsce w roku 1916, nakładem i czcionkami Drukarni „Głos Narodu” w Krakowie własnym sumptem jej tłumacza ks. Jana Głąba P.W.D., który w poczuciu patriotyzmu, dochód ze sprzedaży przeznaczył na Zakład Sierot po Poległych w Boju Polskich Żołnierzach. Książka o rok wcześniej wydana była we Fryburgu w firmie wydawniczej B.Herdera i zawiera dziesięć apologetycznych kazań głoszonych na nabożeństwach akademickich kościoła św. Klemensa w Pradze, gdzie kaznodzieja był wykładowcą na Uniwersytecie Niemieckim im. Karola Ferdynanda. W przedmowie autor uzasadnia wybór tematyczny kazań… „Zjawiskiem towarzyszącym przeżywanemu przez nas gwałtownemu wstrząśnieniu narodów jakim jest wojna” , pisze „jest bezsprzeczne obudzenie się ducha religijnego tak żywej działalności w modlitwach i nabożeństwach, jakiej nie spodziewali się, ani przyjaciele, ani wrogowie religii”. Czy my w tych czasach nie przeżywamy również przebudzenia do trwałego życia religijnego? Odpowiedzmy sobie sami w duchu. Jego kazania były zatem próbą skierowania obudzonego przez wojnę uczucia religijnego na właściwe tory. Mnie osobiście zainteresowało to, co napisał o naszym Janie III Sobieskim, cytuję „Nie jest prawdą, że Bóg staje zawsze po stronie silniejszych, dowodzą tego dzieje minionych wojen. Oblężenie Wiednia przez Turków w 1683r., niewielka była wówczas ilość mieszkańców grodu w porównaniu z potężną armią turecką. Wcześniej straszliwa dżuma szalała w Austryi dolnej, pochłaniając setki tysięcy ofiar. Może niespełna 20 tys. mężczyzn stało na murach. Także wojsko posiłkowe, które pod wodzą króla polskiego zjawiło się na Łysej Górze, nie dorównywało pod względem liczebnymi ogromnej armii tureckiej. Sam król polski- dziecko przed obliczem Boga- służył do Mszy Św., którą w dniu bitwy nad ranem odprawiono. I jakiem on potem zajaśniał bohaterstwem w obliczu wroga! Z okrzykiem: „Bóg naszą obroną” i z pieśnią „Boga-Rodzica-Dziewica, Bogiem sławiena Maryja”, rzucił się na czele swego rycerstwa na bisurmańską hordę i odniósł zwycięstwo. Turcy uciekli w popłochu z pola walki i od tej pory już nigdy nie zapuszczali swoich zagonów tak daleko w głąb Europy…” Modlitwa wyposaża nas siłą duchową, mówił kaznodzieja, a ta jest ważniejsza od siły cielesnej. I miał rację ponad sto lat temu…